Kardynał Stefan Wyszyński, prymas Polski w latach 1948 -1981.

Kardynał Stefan Wyszyński, prymas Polski w latach 1948 -1981.
„Biskup Baraniak uwięziony (...) był dla mnie niejako osłoną. Na niego bowiem spadły główne oskarżenia i zarzuty, podczas gdy mnie w moim odosobnieniu przez trzy lata oszczędzano. Nie oszczędzano natomiast biskupa Antoniego. Wrócił na Miodową w 1956 roku tak wyniszczony, że już nigdy nie odbudował swej egzystencji psychofizycznej. Pozostał człowiekiem drobnym, (...) choć niezwykle aktywnym, podejmującym każdy trud bez wahania. (...) O tym, co wycierpiał, można się było dowiedzieć tylko od współwięźniów. (...) Domyślałem się, że mój względny spokój w więzieniu zawdzięczam jemu, bo on wziął na siebie jak gdyby ciężar całej odpowiedzialności prymasa Polski. To stworzyło między nami niezwykle silną więź. Wyraża się ona z mojej strony w głębokim szacunku dla tego człowieka, a zarazem w serdecznej wdzięczności wobec Boga, że dał mu tak wielką moc, iż mogłem się na nim spokojnie oprzeć”.

Fragment przemówienia żałobnego kard. Stefana Wyszyńskiego, wygłoszonego podczas pogrzebu abpa A. Baraniaka 18.08.1977 r. , całość przemówienia w zakładce archiwum/audio

Kardynał Józef Glemp, prymas Polski w latach 1981 -2009.

Kardynał Józef Glemp, prymas Polski w latach 1981 -2009.
– Abp Baraniak bardzo przyjaźnie się do mnie odnosił, bo byliśmy jakby kolegami, on tę samą pracę wykonywał w Sekretariacie Prymasa Polski, którą później ja wykonywałem, więc on ją dobrze znał. Prymas Wyszyński, gdy pytałem go, jak się zachować wobec abp. Baraniaka, gdy przyjedzie, powiedział mi wprost: „Arcybiskup Baraniak jest tu u siebie”. W Domu Arcybiskupów Warszawskich przy ul. Miodowej w Warszawie miał zawsze swój pokój, zarezerwowany tylko dla niego, i jak pamiętam, on potrafił się poruszać doskonale w Warszawie. O swoim pobycie w więzieniu nie chciał opowiadać. Na pewno po tym uwięzieniu miał jednoznaczny pogląd na komunizm, co to jest za system i jak on deprawuje ludzi. O tych ludziach, którzy go dręczyli – a myśmy wiedzieli, że on przechodził różne katorgi, tortury – nigdy nie mówił źle, w jego oczach oni raczej zasługiwali na współczucie.
Chcę podkreślić, bo o tym się nie mówi: to, co przeszedł abp Baraniak, to było prawdziwe więzienie. O ile prymas był internowany, tylko przewożony z jednego miejsca odosobnienia do drugiego, to Baraniak miał absolutnie ciężkie, normalne więzienie. Po powrocie stamtąd był wychudzony, chorowity i już nigdy zdrowia nie odzyskał. Wycierpiał bardzo dużo, przechodził tam normalne tortury. Trudno się z tym pogodzić, że ci, którzy prześladowali w tamtych czasach, nie tylko księży, ale wszystkich, są zawsze bezkarni, że w naszym kraju na ubowców nie ma paragrafów. Oni przeżyli dość wygodnie starość, byli poza prawem, umieli się wygodnie urządzić i cały czas jakby byli pod jakąś osłoną. Do dziś nic o nich nie wiemy, a przecież wielu z nich bardzo dobrze żyje lub żyło.

Fragment wypowiedzi nagranej i zredagowanej przez Jolantę Hajdasz, 27.08.2011 r.

Kardynał Henryk Gulbinowicz , arcybiskup metropolita wrocławski w latach 1976–2004.

Kardynał Henryk Gulbinowicz , arcybiskup metropolita wrocławski w latach 1976–2004.
– Ja jestem w Episkopacie już ponad 40 lat. Moje początki to rok 1970. Pamiętam, to była ta wielka trójka, mianowicie: prymas Wyszyński, kard. Wojtyła i… abp Baraniak. Trzeba było z nimi dobrze żyć, im trzeba było się przedstawić, pokazać. Ich się słuchało. Czy abp Baraniak był ważną osobą w Episkopacie? Odpowiem tak: jeżeli był potrzebny prymasowi Hlondowi przez 15 lat, jeżeli został potem przejęty – tak, użyjmy tego terminu – przez kard. Wyszyńskiego, jeżeli kard. Wyszyński widział w nim kandydata najpierw na sufragana diecezji gnieźnieńskiej, a potem na arcybiskupa poznańskiego, pasterza najstarszej archidiecezji w Polsce, to przez to już widać, jak to jest ważny człowiek i jak był wtedy dla Episkopatu potrzebny.

Fragment wypowiedzi nagranej i zredagowanej przez Jolantę Hajdasz, 24.03.2011 r.

Arcybiskup metropolita łódzki , ks. Prof. dr hab. Marek Jędraszewski, autor książki Teczki na Baraniaka, t. I-II, Poznań 2009.

Arcybiskup metropolita łódzki , ks. Prof. dr hab.  Marek Jędraszewski, autor książki Teczki na Baraniaka, t. I-II, Poznań 2009.
– Gdyby nie abp Baraniak i jego nieugięta postawa, nie byłoby powrotu prymasa Wyszyńskiego do Warszawy po okresie uwięzienia, bez prymasa Wyszyńskiego nie byłoby kard. Wojtyły, a potem Jana Pawła II, co łatwo skonkludować, że dzieje Kościoła w Polsce, Europie i świecie potoczyłyby się zupełnie inaczej, w sposób dzisiaj przez nas trudny do wyobrażenia. A za tym wszystkim stoi ta nieugięta, cicha postać człowieka, który się wtedy nie ugiął, nie załamał i jak mówił sam prymas – wziął na swoje barki odpowiedzialność prymasa za Kościół w Polsce.

Fragment wypowiedzi nagranej w trakcie realizacji filmu „Zapomniane męczeństwo” i zredagowanej przez Jolantę Hajdasz, luty 2012 r.

Ks. prof. dr hab. Marian Banaszak, (zm. 1997), historyk Kościoła katolickiego, były dyrektor Archiwum Archidiecezjalnego w Poznaniu

Ks. prof. dr hab. Marian Banaszak, (zm. 1997), historyk Kościoła katolickiego, były dyrektor Archiwum Archidiecezjalnego w Poznaniu
„On o tym epizodzie więzienia mówił wyjątkowo raz jeden małej grupie księży polskich, gdy był w Rzymie, tak jakby się nagle otwarł wewnętrznie; zdaje się nawet, że prymas Wyszyński w szczegółach tego nie znał. Ja to wiem od naszego poznańskiego księdza, który brał udział w tym spotkaniu, kiedy ksiądz arcybiskup wspominał, że kiedy go już nie mogli niczym nakłonić do takich zeznań oskarżających prymasa, zastosowano tzw. ciemnicę. Bez żadnej odzieży zamknięto go na kilka dni, chyba osiem, czy nawet więcej, w piwnicy bez okna, bardzo wilgotnej – kapiąca woda z sufitu, ze ścian i on tam bez jedzenia, bez niczego przebywał. I nie załamał się. Dlaczego? Wyjaśniał to w bardzo prosty sposób. Mianowicie jakiś czas go trzymano z innymi więźniami. I wtedy któryś z tych więźniów mu powiedział, że ma uważać, bo w życiu każdego więźnia następuje taki moment, kiedy się załamuje psychicznie, po prostu nie znosi tego faktu uwięzienia, dlatego ma się liczyć z tym, że przyjdzie taki moment, gdy i on gotów się będzie załamać. Wtedy ksiądz, jeszcze biskup, Baraniak postanowił i odprawił rekolekcje, właśnie z innymi więźniami, a właściwie on je odprawiał, ale na oczach tych więźniów modlił się, klęczał – i wtedy uczynił postanowienie, że cokolwiek mu się zdarzy, nigdy nie będzie świadczył przeciwko księdzu prymasowi, no i że gotów jest oddać swoje życie za sprawę Kościoła. I właśnie w tym rzymskim spotkaniu to podkreślił, że to była dla niego największa pomoc i siła. I taki pozostał: niezłomny”.

Fragment wypowiedzi z audycji Poznańskiego Radia Katolickiego (dziś Radio Emaus) z 12.08.1995 . Cała audycja jest w zakładce „media/audycje radiowe”

Siostra Agreda, elżbietanka (Cecylia Muńko), pracownica sekretariatu abp. A. Baraniaka w latach 1961 – 1977 r.

Siostra Agreda, elżbietanka (Cecylia Muńko), pracownica sekretariatu abp. A. Baraniaka w latach 1961 – 1977 r.
– Najwyższy czas, byśmy przypomnieli wszystkim o zasługach abp. Antoniego Baraniaka. On w więzieniu wytrzymał tyle miesięcy tortur, a się nie ugiął i nie załamał. Nie zeznał niczego przeciwko prymasowi, choć całkowicie po tym pobycie na Rakowieckiej miał zrujnowane zdrowie. Nigdy nie chciał o tym mówić, nie zwierzał się nikomu z tego, co tam przeszedł. A gdy prosiłyśmy z innymi siostrami, by nam opowiedział o tym, co przeżył w więzieniu, mówił tylko: „Nie mogę tego mówić, nie mogę tego wspominać, to było tak koszmarne”.
My, siostry elżbietanki, pracujące z nim, uważamy, że to był święty człowiek. Mówię to z całą odpowiedzialnością, a pracowałam u jego boku przez 16 lat. Skromny, serdeczny, pracowity, nigdy się na nic nie skarżył i wszystkim chciał pomagać. Ludzie go kochali. Pragniemy dożyć chwili, w której wszczęlibyśmy jego proces beatyfikacyjny. Jemu naprawdę się to należy. Nie rozumiemy, dlaczego o abp. Baraniaku i jego cierpieniu w więzieniu nigdzie się nie wspomina, a on odegrał tak ważną rolę.

Fragment wypowiedzi nagranej i zredagowanej przez Jolantę Hajdasz, luty 2012 r.

Dr Milada Tycowa, gastrolog, lekarka arcybiskupa Antoniego Baraniaka w 1977r. , pracowała w Klinice Gastroenterologii Państwowego Szpitala Klinicznego im. Heliodora Święcickiego Akademii Medycznej w Poznaniu

Dr Milada Tycowa,  gastrolog, lekarka arcybiskupa Antoniego Baraniaka  w 1977r. , pracowała w Klinice Gastroenterologii Państwowego Szpitala Klinicznego im. Heliodora Święcickiego Akademii Medycznej w Poznaniu
„Widziałam blizny na plecach arcybiskupa Baraniaka. Byłam asystentką w klinice przy ulicy Przybyszewskiego w Poznaniu i po przyjęciu arcybiskupa do kliniki opiekowałam się nim. Był przyjęty do naszej kliniki już z rozpoznaniem choroby nowotworowej, dlatego leczenie polegało tylko na łagodzeniu dolegliwości bólowych, na odpowiednim odżywianiu, bo wtedy nie było jeszcze takich leków, jakie dziś moglibyśmy zaaplikować. Bardzo dzielnie wszystko znosił, bo to były bardzo duże bóle. To, że był tak wyniszczony było na pewno skutkiem przebywania w więzieniu, gdzie przecież wiadomo, że był maltretowany. Świadczyły o tym blizny na plecach, bo był tak brutalnie przesłuchiwany. W czasie badania przedmiotowego zauważyłam te blizny i zapytałam arcybiskupa od kiedy to ma, to mi powiedział, że to jest pamiątka po pobycie w więzieniu. Było to pięć, sześć tych blizn, takich pięcio- czy nawet dziesięciocentymetrowych, to były duże blizny. Prokurator przesłuchał mnie w sprawie tych blizn arcybiskupa Antoniego Baraniaka jesienią ubiegłego roku. Rozmowa była bardzo krótka. Opisałam wszystko tak jak pamiętam, ja sobie tego nie wymyśliłam. Informację o tym, że mimo to śledztwo w sprawie arcybiskupa nie będzie wznowione przyjęłam z wielkim rozczarowaniem, skoro żyją jeszcze niektórzy z jego oprawców. Oni powinni odpowiedzieć za to, co robili”.

Fragment wypowiedzi nagrany i zredagowany przez przez Jolantę Hajdasz 24.02.2011, uzupełniony 25.09.2013

Dr Małgorzata Kulesza- Kiczka, specjalista II stopnia chorób wewnętrznych

Dr  Małgorzata Kulesza- Kiczka, specjalista II stopnia chorób wewnętrznych
Byłam poczatkującym lekarzem w na oddziale Gastroenterologii w Klinice Akademii Medycznej w Poznaniu. Pracowałam pod kierownictwem dr Milady Tycowej, do dziś jest ona moją najlepszą przyjaciółką. Naszym przełożonym był nie żyjący już prof. Jan Hasik . Dr Tycowa znana była z tego , że chętnie pomagała księżom i biskupom, leczyła ich, nic więc dziwnego , że poproszono właśnie ją, by pojechała na lotnisko Ławica w Poznaniu , wtedy gdy latem 1977 r. z Rzymu przyleciał tam abp Antoni Baraniak . Był on wówczas tak słaby, że nie mógł już samodzielnie iść i do naszego szpitala był przywieziony karetką. Chcieliśmy mu stworzyć jak najlepsze warunki na naszym oddziale, zorganizowaliśmy mu osobny pokój i nie dopuszczaliśmy do niego studentów, zajmowała się nim tylko nasza trójka – dr Tycowa, prof. Hasik i ja. Powiem wprost, kogoś tak pokornego, tak cierpliwie znoszącego ból i cierpienie , jak abp Baraniak ja nigdy nie spotkałam ani wcześniej, ani później. To był anielsko dobry człowiek , takie jest moje pierwsze i najważniejsze skojarzenie , gdy sobie przypominam tamte lata i mówię to ze łzami w oczach . Gdy go pierwszy raz zobaczyłam, rzuciła mi się w oczy jego piżama , czyściusieńka , ale taka skromniutka, pocerowana starannie w tylu miejscach, do dziś mam w oczach tę jego wychudzoną postać, skromny, mimo bólu uśmiechnięty, cichy. To był wyjątkowy pacjent, on nie miał żadnych wymagań i godził się na wszystko. Pewnego dnia podczas badania musiał być obnażony do połowy i zobaczyłam te plecy pokryte starymi bliznami. To były co najmniej dwie duże, gdzieś 15 centymetrowe blizny i kilka mniejszych, takie szerokie, głębokie blizny, które musiały być spowodowane urazem, biciem jakimś prętem lub ostrym narzędziem , taka była od razu nasza diagnoza i obie z dr Tycową byłyśmy jej pewne. A skoro były blizny , to wcześniej musiały być i rany i musiało im towarzyszyć nie tylko przerwanie skóry, ale także tkanki łącznej. Nie miałyśmy wtedy żadnych wątpliwości. Arcybiskup cieszył się wielkim szacunkiem, był przez nas kochany i wszyscy i lekarze i pielęgniarki uważałyśmy to za zaszczyt , że możemy coś dla niego zrobić, choć oczywiście nie wszystkim się to podobało, a dr Tycowa miała różne nieprzyjemności z tego powodu, że się nim opiekowała te kilka miesięcy przed śmiercią. Ganiono ją nawet za to, że w godzinach pracy pojechała po niego na to lotnisko, a niektórzy „życzliwi” koledzy radzili jej , żeby sama się zwolniła z pracy , bo jeśli nie, „to i tak Cię wyrzucimy”. Mieszkam teraz w Warszawie, ale na pewno przyjadę do Poznania , by uczestniczyć w tej pierwszej Mszy św. w Katedrze odprawianej w intencji wszczęcia jego procesu beatyfikacyjnego. Uważam , że miałam wielkie szczęście przez to, że poznałam tak wspaniałego kapłana i człowieka.

Wypowiedź nagrana i zredagowana przez Jolantę Hajdasz, 25.09.2013