Byłam poczatkującym lekarzem w na oddziale Gastroenterologii w Klinice Akademii Medycznej w Poznaniu. Pracowałam pod kierownictwem dr Milady Tycowej, do dziś jest ona moją najlepszą przyjaciółką. Naszym przełożonym był nie żyjący już prof. Jan Hasik . Dr Tycowa znana była z tego , że chętnie pomagała księżom i biskupom, leczyła ich, nic więc dziwnego , że poproszono właśnie ją, by pojechała na lotnisko Ławica w Poznaniu , wtedy gdy latem 1977 r. z Rzymu przyleciał tam abp Antoni Baraniak . Był on wówczas tak słaby, że nie mógł już samodzielnie iść i do naszego szpitala był przywieziony karetką. Chcieliśmy mu stworzyć jak najlepsze warunki na naszym oddziale, zorganizowaliśmy mu osobny pokój i nie dopuszczaliśmy do niego studentów, zajmowała się nim tylko nasza trójka – dr Tycowa, prof. Hasik i ja. Powiem wprost, kogoś tak pokornego, tak cierpliwie znoszącego ból i cierpienie , jak abp Baraniak ja nigdy nie spotkałam ani wcześniej, ani później. To był anielsko dobry człowiek , takie jest moje pierwsze i najważniejsze skojarzenie , gdy sobie przypominam tamte lata i mówię to ze łzami w oczach . Gdy go pierwszy raz zobaczyłam, rzuciła mi się w oczy jego piżama , czyściusieńka , ale taka skromniutka, pocerowana starannie w tylu miejscach, do dziś mam w oczach tę jego wychudzoną postać, skromny, mimo bólu uśmiechnięty, cichy. To był wyjątkowy pacjent, on nie miał żadnych wymagań i godził się na wszystko. Pewnego dnia podczas badania musiał być obnażony do połowy i zobaczyłam te plecy pokryte starymi bliznami. To były co najmniej dwie duże, gdzieś 15 centymetrowe blizny i kilka mniejszych, takie szerokie, głębokie blizny, które musiały być spowodowane urazem, biciem jakimś prętem lub ostrym narzędziem , taka była od razu nasza diagnoza i obie z dr Tycową byłyśmy jej pewne. A skoro były blizny , to wcześniej musiały być i rany i musiało im towarzyszyć nie tylko przerwanie skóry, ale także tkanki łącznej. Nie miałyśmy wtedy żadnych wątpliwości. Arcybiskup cieszył się wielkim szacunkiem, był przez nas kochany i wszyscy i lekarze i pielęgniarki uważałyśmy to za zaszczyt , że możemy coś dla niego zrobić, choć oczywiście nie wszystkim się to podobało, a dr Tycowa miała różne nieprzyjemności z tego powodu, że się nim opiekowała te kilka miesięcy przed śmiercią. Ganiono ją nawet za to, że w godzinach pracy pojechała po niego na to lotnisko, a niektórzy „życzliwi” koledzy radzili jej , żeby sama się zwolniła z pracy , bo jeśli nie, „to i tak Cię wyrzucimy”. Mieszkam teraz w Warszawie, ale na pewno przyjadę do Poznania , by uczestniczyć w tej pierwszej Mszy św. w Katedrze odprawianej w intencji wszczęcia jego procesu beatyfikacyjnego. Uważam , że miałam wielkie szczęście przez to, że poznałam tak wspaniałego kapłana i człowieka.
Wypowiedź nagrana i zredagowana przez Jolantę Hajdasz, 25.09.2013